W wakacyjnym numerze WPROST z 1 sierpnia 2016 roku ukazał się artykuł o pracy pasji – w tym artykule miałam okazję nie tylko podzielić się swoim doświadczeniem, ale i refleksją na temat mitów o pracy pasji… Autorem artykułu jest Katarzyna Skrzydłowska-Kalukin. Poniżej kilka fragmentów:
– Zanim rzucisz pracę w tej beznadziejnej korporacji i zajmiesz się robieniem ekoprzetworów, opieką nad zwierzętami, czy wymarzoną knajpą to weź pod uwagę, że tam też jest planowanie strategiczne, sprzedaż, marketing i administracja, czyli to wszystko, co cię teraz tak męczy – mówi Sylwia Zawada, coach, która specjalizuje się w pracy z klientami szukającymi spełnienia zawodowego. – Czynności, które dają radość to wisienka na torcie, wcześniej trzeba wykonać całą „czarną robotę”. I zastanów się, czy ta korporacja, w której pracujesz rzeczywiście jest taka zła.
Doświadczenie własne, znajomych i klientów podpowiada jej, że hasło „praca i pasja” należy odczarować. Praca zawsze pozostanie pracą i tym, co się z nią wiążę, czyli wysiłkiem, koniecznością robienia rzeczy, które rzadko dodają nam skrzydeł. W dodatku rzucając dużą firmę i zaczynając własną działalność trzeba być gotowym na to, że teraz samemu będzie się wykonywać wszystko to, co w tam było dane, albo rozdzielone na inne działy.
Nie znaczy to jednak, że należy rezygnować z pasji. Warto się tylko zastanowić, czy chce się z niej żyć. Czy warto poddawać się wywieranej na siebie samego presji, by utrzymywać się z czegoś niezwykłego, a gardzić porządną pracą, która daje utrzymanie.
– Słuchałam niedawno wykładu Elizabeth Gilbert, znanej amerykańskiejpisarki, autorki książki „Jedz, módl się, kochaj” – opowiada Sylwia Zawada. – Mówiła, że bez pisania nie potrafiłaby żyć, jednak zanim stała się znana, jak teraz, zawsze starała się mieć pracę, która by tę pasję mogła finansować.
Dla Sylwii Zawady coaching jest spełnieniem marzeń. Czuje, że właśnie do tego ma powołanie. Lubi pracować z ludźmi, angażować się w ich sprawy, umie słuchać. Jednak od momentu, w którym po 7 latach zrezygnowała z etatu w serwisie Pracuj.pl do dziś przeszła długą drogę. A po drugie – coaching nie jest jej jedynym źródłem utrzymania. – Daje mi radość i satysfakcję, ale, tak, jak Elizabeth Gilbert mam pracę, która pomaga finansować moją pasję – mówi.
Pracę na etacie zostawiła dla Dublina, gdzie wyjechała na 3 lata. Zauważyła, że życie jej tamtejszych znajomych nie koncentruje się tak na pracy, jak to bywa u Polaków. – Kończyliśmy o godzinie 16, mieliśmy wolne weekendy. Podróżowaliśmy – opowiada. – Miałam dużo czasu dla siebie, zapisałam się więc na warsztaty rozwojowe.
Kiedy wróciła do Polski naładowana wrażeniami z Irlandii postanowiła robić to, co podpowiada jej serce. Czyli coś, co ma związek ze zwierzętami, które bardzo lubi. Założyła portal Zwierzolubni.pl
– Pomysł był taki, żeby to było miejsce wymiany informacji dla ludzi, którzy mają zwierzęta, taki portal społecznościowy – opowiada. – Drugim jego zadaniem miała być pomoc w nawiązaniu kontaktów dla osób, które chciałyby wymieniać się opieką nad psem, kotem, czy chomikiem na czas wyjazdów.
Wszyscy mówili, że to świetny pomysł. Sylwia Zawada była zapraszana do telewizji, radia, zgłaszały się do niej portale i gazety, zwłaszcza latem, kiedy nasilał się problem porzucania zwierząt przed wakacjami. – Opowiadałam, że można znaleźć zwierzęciu opiekę, zamiast wyganiać je na ulicę – wspomina. – Czułam, że robię to, co kocham i wychodziło mi to.
Jednak, choć pomysł był ciekawy, biznes nie wypalił. Zawada kalkulowała, że będzie zarabiać na reklamach sklepów zoologicznych, czy producentów karm i akcesoriów. Jednak nie zarabiała. Musiała wrócić na etat.
– Problem polegał na tym, że to było bardzo trudne, zasmakowałam już życia bez tych ograniczeń, które narzuca cudza firma – mówi. – Musiałam zrezygnować z budowania własnego nazwiska i pracować na cudzą markę. Poczułam, że znowu marnuję swoje talenty, że inwestuję czas i energię w coś, co nie jest moje. Równocześnie dużo się uczyłam od zespołu i osób współpracujacych. Tego nie ma we własnej działalności.
Inną dobrą strona nowej sytuacji było to, że Sylwia Zawada przestała się martwić, czy przetrwa następny miesiąc. No i praca była fajna. Jednak projekt się skończył i nadeszło najtrudniejsze – praca w korporacji. – Procedury, godziny pracy, wielopoziomowe akceptacje, raporty, zebrania i cudza marka – wylicza to, co jej zdaniem jest w korporacji najgorsze. Współpraca zakończyła się szybko z obopólną ulgą.
– To był moment przełomowy – opowiada. – Wiedziałam, że mogę iść do innej korporacji, jednak historia się powtórzy. Mogę też zrealizować własny pomysł na biznes, który wypali lepiej niż ten ze zwierzakami.
Postanowiła przemyśleć sprawę w Bieszczadach. Zatrzymała się u koleżanki, która otwierała tam coś w rodzaju pensjonatu z jogą i dobrym jedzeniem. Zarabiała realizując zdalnie zlecenia projekt marketingowy, jednocześnie pracowała z coachem, żeby przekonać się w czym czuje się najlepiej, co powinna dalej robić. Sama wiedziała, że najlepiej czuje się wtedy, kiedy sama organizuje sobie zadania, że umie się sama motywować. Z coachingu natomiast wyszło jej, że wymarzona dla niej branża to również coaching.
Poszła do dobrej szkoły coachingowej. Płaciła za nią z pożyczonych pieniędzy, które oddawała pracując na pół etatu w firmie szkoleniowo-doradczej. Łączyła obowiązki zawodowe z nauką, ciężko pracowała i tym razem wszystko dokładnie zaplanowała. Pomaga klientom sfrustrowanym w korporacjach znaleźć spełnienie w pracy i ich mocne strony i czuje, że jest do tego stworzona. Jednak równocześnie pracuje jako pośrednik nieruchomości – to praca, która daje daje dużo wolności i świetnie się w niej odnajduje. – Denerwują mnie te wszystkie romantyczne historie o tym, że rzucił wszystko, zrealizował marzenia i w garażu w miesiąc dorobił się pierwszego miliona – mówi. – To jest nieprawda. Na wszystko trzeba ciężko zapracować. Człowiek na stanowisku, od lat na etacie, z kredytem i dziećmi może po takiej decyzji poczuć mocny zawód.
Nie można dodać komentarza.